- Łał. - powiedziała zdumiona. - Ja też tak
umiem? - zapytała, a jej oczy zaświeciły się z nadzieją.
Riley zaśmiał się.
- Być może. Teraz mi wierzysz?
Nastolatka westchnęła.
- Prowadź. - bąknęła.
Chłopak ruszył pierwszy sprężystym krokiem,
najwyraźniej bardzo z siebie zadowolony.
Szli przez las, mało się do siebie odzywając.
Riley od czasu do czasu zagadywał Ave, lecz ona krótko odpowiadała.
Myślami była zupełnie gdzie indziej. W jej
głowie kłębiły się od pytań. Czym jest Baza? Czy jest więcej osób podobnych
do mnie? Czy ktoś przysłał po mnie Riley’a?
Las stawał się coraz rzadszy, aż w końcu
wyszli na zasianą makami i zbożem polanę. Widok ze wzgórza, na którym na chwilę
przystanęli było cudowny.
W dole roztaczało się niewielkie miasteczko z
wieloma małymi domkami o dachach koloru rdzy. W środku miasteczka mieścił się
ratusz. Niedaleko niego znajdował się kościół z cmentarzem.
Ruszyli w dalszą drogę.
Z każdym
krokiem Ave ogarniało coraz większe podniecenie. Rozglądała się po okolicy;
wydawała się jej jak z bajki.
- Już
niedaleko. - rzekł Riley.
Dziewczyna
kiwnęła głową.
W miasteczku, do którego przybyli, panowała
kompletna cisza. Od czasu do czasu można było usłyszeć ciche miauczenie kota.
Szli jednak dalej, tym razem trochę szybciej.
Mijali wiele domków, które widziane ze wzgórza
były małymi, kolorowymi plamkami. Każdy z nich otoczony był drewnianym płotem.
Minęło kilkanaście minut, zanim Riley z
powrotem się odezwał.
- Jesteśmy. -
rzekł, szczerząc zęby w uśmiechu.
Stali przed
sporych rozmiarów, drewnianym domem. W dachu można było zauważyć dziury. Niektóre
szyby były powybijane; drzwi natomiast sprawiały wrażenie zamkniętych na sześć
spustów. Wokół budynku rozciągał się wielki ogród, również zaniedbany, jak dom.
Rosło tutaj wiele drzew i krzewów. Trawa była pożółknięta, wydeptana. Całe
domostwo otoczono drewnianym płotem, który sprawiał wrażenie stuletniego. Weszli
przez furtkę, która zaskrzypiała przeraźliwie. Do drzwi prowadził ich chodnik z
nierównych kamieni.
Riley podszedł do drzwi i zapukał w kilka
razy, wystukując rytm jakiejś piosenki.
Otworzył im mężczyzna z pokiereszowaną twarzą.
Miał krótkie, czarne włosy, piwne oczy oraz duży, spłaszczony nos. Miał na oko
czterdzieści pięć lat; był muskularny, lecz lekko przygarbiony.
- Widać
przyprowadziłeś nową, Riley? - spytał.
- Taak,
spała w lesie, to ją wziąłem. - odrzekł chłopak, wzruszając ramionami.
- Wchodźcie, pogadamy w środku. - odrzekł szybko mężczyzna,
rozglądając się nerwowo. W środku domu panował półmrok. Wszystkie zasłony były pozasłaniane.
Jedynym źródłem światła stanowiły lampy na suficie. W przedpokoju, w którym się
znajdowali pachniało stęchlizną. Wokół wznosiły się kłębki kurzu.
Mężczyzna zaprowadził ich do większego pomieszczenia, w którym
znajdował się wielki, stary, drewniany stół. Mężczyzna zajął miejsce przy nim,
wskazując dwa krzesła naprzeciwko siebie.
- Nazywam się Joel Drawn. - zaczął - Jestem założycielem Tajnego
Stowarzyszenia Czarodziei, w skrócie TSC. To pewnie nie bardzo cię interesuje. -
dodał, wskazując na Ave. - Powiem ci kilka podstawowych rzeczy. Nie jestem
dobry w tłumaczeniu.
-D-dobrze… - rzekła Ave, jąkając się.
- Przyprowadziliśmy cię tutaj z wiesz jakiego powodu. Zaczynają
się rebelie, dlatego musimy zebrać jak najwięcej młodych czarodziei, żeby ich
odpowiednio wyszkolić. Jak na razie będzie to twój dom. Z czasem się
przyzwyczaisz. Riley cię oprowadzi, ale najpierw coś zjesz.
- Och… Dobrze… - rzekła nieśmiało dziewczyna.
- Nie wstydź się nas. Tutaj jesteśmy tak jakby rodziną. - rzekł Drawn,
puszczając do niej oko.
Ave uśmiechnęła się nieśmiało.
Po skończonym posiłku
składającym się z dwóch kromek chleba, białego sera i kubka herbaty, Riley
zaczął oprowadzać dziewczynę po Bazie.
- Nie przejmuj się Drawnem. W sumie jest z niego spoko gość.
Tylko czasami się na nas wkurza. - dodał, śmiejąc się.
Widząc, że dziewczyna się nie śmieje, ani nie zadaje pytań, kontynuował.
- Ogólnie są tu jakieś dwa piętra, plus parter. Można też zejść
do piwnicy, ale tam to w ogóle jest syf. Ja mieszkam na drugim. - dodał, po
dłuższej przerwie, lekko się uśmiechając.
- Ile tu jest osób? - zapytała dziewczyna.
- Około pięćdziesięciu. Plus dorośli.
- I… Gdzie teraz idziemy?
- Pokażę ci, gdzie będziesz spać. Gdzie jest łazienka i gdzie
możesz mnie znaleźć. - odpowiedział, szczerząc zęby.
Wspięli się po schodach na drugie piętro,
gdzie chłopak wskazał Ave pokój, w którym miała mieszkać. Zaprowadził ją w
miejsce, gdzie znajdowała się łazienka oraz gdzie on sam mieszkał. Po
wszystkim dziewczyna ruszyła do swojego nowego pokoju.
- Jutro czeka
cię szkolenie. - rzekł na pożegnanie chłopak.
W sumie, nie
jest tu tak źle, pomyślała Ave.
Otworzyła drzwi pokoju i ujrzała tam trzy
dziewczyny mniej więcej w jej wieku, które spały na małych łóżkach.
No tak,
pomyślała Ave. Jest pewnie jakaś szósta.
Podeszła
cicho do wolnego łóżka i położyła się na nim. Zamierzała poczekać, aż któraś z
dziewczyn się obudzi.
***
Hej, witajcie.
Mam nadzieję, że trzeci rozdział Wam się spodobał. Jest on z dużym opóźnieniem, za co bardzo przepraszam.
Rozdział troszkę krótki, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie c:.
Oczywiście komentujcie, jeśli chcecie więcej rozdziałów, a ja idę odkurzać ;w;.
Okay, ja się z Wami żegnam ♥.
Czeeść ♥.
Nat ♥
Tym razem to piosenka, której słucham na okrągło ♥.
Kocham *^*
OdpowiedzUsuńZaajebisty. Pisz następny! Z wielką chęcią przeczytam. *-*
OdpowiedzUsuńŚwietny! Dawaj więcej rozdziałów, bo mnie ciekawość zżera!
OdpowiedzUsuńkoko-klaudia.blogspot.com
Jak dla mnie, to jest najlepszy rozdział(jak dotąd) tego opowidania *-*. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdzialiku!
OdpowiedzUsuńBy3
CytrynQa^^
❤
forever-and-always-crazy-girl.blogspot.com
Piszzz daleeeejjjjj ;*
OdpowiedzUsuńmaly-czlowiek-myslacy-inaczej.blogspot.com